[List do redakcji] Pokonałem COVID-19! Poznajcie historię naszego czytelnika

[List do redakcji] Pokonałem COVID-19! Poznajcie historię naszego czytelnika

Mam 28 lat, do tej pory cieszyłem się zdrowiem i dobrą kondycją fizyczną. Miałem poczucie, że jestem silny i nic tej siły mi nie odbierze – myliłem się – pisze  Kamil, który był zakażony koronawirusem.

Poznajcie Kamila z Krakowa, który specjalnie dla czytelników CowKrakowie.pl postanowił podzielić się swoją historią, gdy przechodził COVID 19.

Pisownia oryginalna:

Moja historia z wirusem zaczęła się od 30 marca 2020r, kiedy to poczułem, że jestem dość mocno osłabiony. Myślałem, że to zwykłe przesilenie wiosenne. W tych dniach pracowałem, chociaż czułem, że coś się dzieje. Nikt wówczas nie mówił, że osłabienie jest objawem koronawirusa.

1.04.2020 będąc w pracy poczułem, że chyba jednak nie mam siły, aby nadal pracować i postanowiłem skontaktować się z lekarzem. W międzyczasie zorientowałem się, że straciłem węch. Lekarz po konsultacji telefonicznej zalecił wykonanie testu i skierowano mnie do Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie. Kiedy znalazłem się już na miejscu, zadzwoniłem pod wskazany na drzwiach oddziału zakaźnego numer telefonu i zostałem poinformowany, że mam czekać na zewnątrz. Po godzinie wyszła po mnie pielęgniarka i zaprosiła do izolatki. Kazała mi wypełnić ankietę, zmierzyła temperaturę oraz saturacje i poprosiła, abym poczekał na lekarza.  Wypełniłem ankietę, gdzie były do zaznaczenia tylko 3 występujące objawy, z którymi zgłaszają się potencjalnie chorzy czyli (wysoka temperatura, kaszel i duszności) – ja przy każdej zaznaczyłem „NIE”. Lekarz, który zobaczył ankietę zapytał się mnie, co ja w takim razie tutaj robię, skoro nie mam tych objawów? Opowiedziałem, jak się znalazłem w szpitalu i lekarz „pozwolił” pielęgniarce wykonać mi test. Zapytałem się, jak mam wrócić do domu? Ponieważ do szpitala przyszedłem pieszo, a teraz jestem potencjalnie chorym i mogącym zarażać innych. Dostałem informację, iż dostanę ze szpitala maseczkę i mogę wracać do domu komunikacją miejską ( co było dla mnie bardzo dziwne )

Po powrocie do domu zmierzyłem sobie temperaturę i okazało się. że mam 34,7 – taka temperatura utrzymywała się przez kolejne kilkanaście dni.

3.04.2020 około godziny 10:00 zadzwonił do mnie telefon ze szpitala, iż wynik jest pozytywny i przekazano moje dane do sanepidu. Miałem wrażenie, że w tym momencie czas się zatrzymał… Od razu szybka analiza sytuacji z kim się widziałem przez ostatnie 14 dni. Na szczęście od początku wirusa w Polsce zdawałem sobie sprawę z powagi sytuacji, wychodziłem tylko do pracy (jestem dyrektorem oddziału banku), gdzie mieliśmy wszystkie zabezpieczenia zagwarantowane przez pracodawcę, oraz chodziłem na zakupy. Prywatnie spotkałem się z dwoma mi bliskimi osobami.

Najpierw zadzwoniłem do mojego przyjaciela, z którym widziałem się 21 marca, żeby poszedł zrobić sobie test, bo ja jestem chory oraz do mojej przyjaciółki, z którą widziałem się 18 marca. Następnie poinformowałem pracodawcę o fakcie. Za godzinę zadzwonił telefon z sanepidu i otrzymałem informację, iż muszę zgłosić osoby, z którymi się kontaktowałem w ramach pracy i one trafią na 14 dni kwarantanny. Ja natomiast otrzymałem decyzje o izolacji domowej na aż 21 dni (do dziś nikt z sanepidu nie był w stanie wyjaśnić mi czemu aż 21). Dostałem też informację, że jeżeli w trakcie tych 21 dni wykonam dwa testy kontrolne, które będą negatywne, wówczas sanepid zwalnia mnie z izolacji i pozwala wrócić do normalnego funkcjonowania z zachowaniem wzmożonej higieny dłoni, podobnie jak testy kontrolne mieli mieć moi współpracownicy oraz ich rodziny objęte kwarantanną.

Pani z sanepidu miała wysłać mi decyzje o izolacji na maila. Jednak nie była w stanie tego zrobić, bo nie otrzymała ze szpitala zalecenia, iż mam w tej izolacji przebywać. Gdyby nie to, że zaproponowałem tej Pani przesłanie zdjęcia mojego wypisu ze szpitala, to pewnie jeszcze długo bym czekał na decyzję. (Dostałem informację, że sanepid ma trudności w kontakcie ze szpitalem. Ostatecznie decyzja została przesłana mi 5 kwietnia.)

Otrzymałem też informację, że powinienem używać aplikacji kwarantanna, gdzie nikt nie potrafił udostępnić mi danych do logowania. Mało tego, wykonałem około 20 telefonów w tej sprawie do sanepidu i na infolinię 800 190 590. Większość wykonanych telefonów była nieskuteczna, gdyż albo nikt nie odbierał, albo słyszałem, że mam uzbroić się cierpliwość i czekać na dane do logowania. Otrzymałem też kilka numerów telefonów, pod które mogę ewentualnie zadzwonić, ale nigdy tam nikt nie odebrał. Nie byłoby z tym problemu, gdybym nie zaczął otrzymywać informacji (między innymi telefon z policji, że jeżeli nie będę używał aplikacji, to spotka mnie kara finansowa). Po tygodniu walki o dostępy do aplikacji wreszcie mogłem z niej korzystać. Walczyłem też w imię idei, bo każdemu tłumaczyłem, że skoro nie mają nade mną kontroli to gdybym był nieodpowiedzialnym człowiekiem, mógłbym wychodzić z domu i zarażać innych tylko przez to, że sanepid sobie nie radzi i nie potrafi w jeden dzień zorganizować poprawnie izolacji.

4-04-2020 przyszły wyniki moich przyjaciół. Osoba, z którą widziałem się 21 marca, otrzymała wynik pozytywny. Kolega przekazał mi informację po kilku dniach batalii z sanepidem, że otrzymał izolację na 14 dni. Tutaj zacząłem mieć wątpliwości, dlaczego taki sam przypadek jak mój otrzymuje 14 dni, a ja 21 dni? Sanepid zasłania się zaleceniami „odgórnymi”. Oczywiście na to pytanie również nie otrzymałem odpowiedzi z sanepidu ani telefonicznie, ani mailowo.

Kolejne dni przyniosły duże osłabienie, niska temperatura się utrzymywała, do tego doszedł ucisk w klatce oraz duża senność. Bardzo szybko się męczyłem, nawet wstanie z łóżka i zrobienie kawy było dla mnie wysiłkiem. Moja mama za każdym razem dzwoniąc do mnie, pytała czy kontaktował się ze mną lekarz, bo w telewizji mówią, że lekarze są w stałym kontakcie z chorymi. To chyba jakaś utopia odpowiadałem. Nikt się ze mną nie kontaktował. Miałem wrażenie, że wg. sanepidu chorowanie na COVID w izolacji domowej to nieustanne czekanie na to, co przyniesie kolejny dzień z uwiązanymi rękami i nogami. A co jeżeli zacznę się dusić? Mieszkam sam i mogę nawet nie być w stanie wezwać sobie pomocy. Niestety nikogo to nie obchodziło,  sanepid twierdził, że to w kwestii szpitala i oni nic na to nie poradzą.

Na samym początku otrzymałem również informację, że 10 dnia izolacji mam mieć test kontrolny na obecność wirusa. (Podobnie jak moi współpracownicy przebywający na kwarantannie). Sanepid powiedział, że zgłosił mnie na listę pacjentów do pobrania testu w domu. Pierwszy test odbył się dopiero 12 dnia, ponieważ musiałem oczywiście wykonać setki telefonów w tej sprawie, bo nikt się nie odzywał do mnie, że przyjedzie pobrać wymaz. Wywalczyłem pierwszy test, aby po dwóch dniach usłyszeć, że wynik jest wątpliwy i test trzeba powtórzyć.

Kolejny test miałem zrobiony 17.04.2020 roku z wynikiem ujemnym. Po czym kolejny test z dnia 20.04.2020 roku znów wyszedł dodatni. Ten fakt bardzo mnie załamał… miałem wrażenie, że ten wirus to jakaś niekończąca się historia. Oczywiście o wyniki testów musiałem sam się upominać, spędzając setki minut na telefonie do szpitala i sanepidu.

Bardzo utkwiła mi w pamięci sytuacja, kiedy otrzymałem informację z sanepidu (raz jedyny). Sanepid sam z siebie wysłał do mnie wynik testu z dnia 20-04-2020 mailowo kolejnego dnia po jego wykonaniu. Mail został wysłany około godziny 12:00, a o godzinie 15:00 zadzwoniła do mnie Pani z sanepidu, mówiąc do mnie, że sprawdzała, czy wpłynął mój wynik i niestety nie ma go w bazie.

Ja jej wtedy zwróciłem uwagę, że to bardzo zabawne, bo 3 godziny temu już otrzymałem ten wynik i to z jednostki, w której ona sama pracuje. Pani zrobiło się głupio i nie miała nic na swoje usprawiedliwienie. Tak właśnie działa sanepid – bałagan i brak komunikacji.

Mało tego moi współpracownicy otrzymali informację z sanepidu, że skoro nie mają żadnych objawów, to nie będą testowani ani oni, ani ich bliscy. To było dla mnie przerażające, bo spędziłem z nimi ostatnie dwa tygodnie przed moim zachorowaniem. Dla sanepidu to było jednak bez znaczenia.

Zacząłem mieć wątpliwości co do mojego stanu zdrowia. Trzy wyniki kontrolne w trakcie tygodnia pokazały u mnie 3 różne opcje:

1.Wynik wątpliwy

2.Wynik negatywny

3.Wynik pozytywny

I tutaj wkroczyła do akcji Pani doktor z prywatnej opieki medycznej, ta sama, która na początku skierowała mnie na test. Po kontakcie telefonicznym powiedziałem jej, jak wygląda moja sytuacja i że to trwa już 20 dni. Lekarka zwróciła uwagę, że przecież powinien zbadać mnie lekarz, żeby wykluczyć, iż np. nerki nie szwankują lub w płucach nie zaczyna dziać się coś złego, żeby potem nie okazało się, że jest „za późno”. Powinienem mieć zrobione badania z krwi oraz RTG płuc. Pani doktor kazała mi dzwonić do sanepidu i szpitala i upomnieć się o swoje prawa. I tu znów w sanepidzie po 10 telefonach ktoś łaskawie odebrał i jak powiedziałem o co mi chodzi, to Pani mnie wręcz wyśmiała, że mam taką prośbę i żebym się kontaktował ze szpitalem. Udało mi się załatwić numer komórkowy do lekarza ze szpitala, który był odpowiedzialny za koordynacje moich testów kontrolnych i on w dwa dni zorganizował mi transport medyczny do szpitala, gdzie zrobiono mi badania i pobrano kolejny wymaz. Lekarz w Szpitalu Uniwersyteckim, gdzie trafiłem był zdziwiony, że byłem pozostawiony bez opieki medycznej aż tak długo. Zawalił tutaj brak komunikacji na linii sanepid – Szpital Żeromskiego, który robił mi test 1-04-2020.

Na szczęście badania wyszły dobre a test negatywny. Po dwóch dniach miałem kolejny test, który  miał wynik negatywny. Od 26-04-2020 jestem uznany za ozdrowieńca. Oczywiście tutaj znów batalia z sanepidem, który wcześniej przedłużył moją izolację do 5 maja, a po moim drugim wyniku ujemnym z rzędu anulował tę decyzję i nałożył na mnie 14 dni kwarantanny, czyli obecnie pozostaje w niej do 9-05-2020. Tutaj znowu mam zastrzeżenia! Mój przyjaciel, który zachorował dzień po mnie, a za ozdrowieńca został uznany 22 kwietnia – otrzymał kwarantannę do 30 kwietnia i kończy przygodę z wirusem. Znów zadałem pytanie do sanepidu drogą mailową, skąd wynikają takie różnice w traktowaniu dwóch takich samych przypadków – niestety odpowiedzi nie otrzymałem.

Warto dodać, że chorując na COVID w izolacji domowej, trzeba być uzbrojonym w niesamowitą ilość cierpliwości. Dla mnie absurdalne było to, że jako osoba chora muszę o wszystko się upominać. Składane deklaracje przez sanepid są niedotrzymywane, a terminy nie  przestrzegane. Jak w takich warunkach można dochodzić do zdrowia? Mało tego rzadko mówi się, o tym jak bardzo ta choroba jest obciążająca psychicznie. Dla mnie mieszkającego samemu, zdanemu na moich przyjaciół, którzy dzielnie dostarczali mi zakupy było, a w zasadzie ciągle jest wyzwaniem. Najgorsze jest poczucie bezsilności i bezradności, bo cokolwiek chciałem załatwić – musiałem zderzać się ze ścianą kilka razy. Zacząłem mieć poczucie, że kompletnie straciłem kontrolę nad własnym życiem i jestem zdany na łaskę jakiegoś inspektora sanepidu, a pomocy ze strony Państwa ( przecież tak dobrze radzącego sobie z sytuacją ) nie uświadczyłem.

Chcesz być na bieżąco? Polub CowKrakowie.pl na Facebooku

Fot. Poglądowe

reklama
Załaduj więcej powiązanych artykułów
Wczytaj więcej Aktualności